Tytuł mógłby brzmieć Grójec. Albo Malbork. Bo nie chodzi o szczegół, ale o istotę: to książka o Polsce, która jest poza zaklętym kręgiem stołecznego Placu Zbawiciela. O prawdziwej Polsce, z której niemal wszyscy jesteśmy, choć o tym zapominamy. Wybraliśmy Złotów z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że miasto wielkości 19 tys. mieszkańców można ogarnąć jako wspólnotę. Po drugie – osobiste konotacje pozwalały przekroczyć próg intymności. Po trzecie nazwa Złotów kryje w sobie sekret – poza wtajemniczonymi nikt nie wie, czy to prawdziwe miasto, czy wymyślone, bo niewielu kojarzy je na mapie. Nazwę można czytać dwojako: może to być miasto zła, albo miasto złota. W zależności od interpretacji będzie to więc miejsce, do którego warto dążyć, albo miejsce, z którego trzeba się wyrwać. Oczywiście jest to także książka o ludziach, którzy się wyrwali – o piłkarzu z Legii Warszawa, o profesorze, który w swojej dziedzinie stał się autorytetem globalnym, choć w bardzo wąskiej specjalizacji.
Ale nie jest to książka o warszawskich słoikach, bo jest przecież o tych, którzy zostali tam, gdzie potrafili znaleźć albo zapuścić korzenie. To nie jest powierzchowna książka, jakich powstają teraz setki tysięcy. Każdy celebryta pisze książkę o gotowaniu, malowaniu paznokci albo o dobieraniu krawata czy szpilek. Taką książkę można napisać w 5 dni. To prawdziwa książka. Wymagała dwudziestu miesięcy życia z ludźmi, o których opowiada. Jest o śmierci i o tym, czy po drugiej stronie istnieje jakaś wieczność. No i o miłości. Przede wszystkim o miłości albo o tym, kiedy jej w nas zabraknie. O wszystkim, co sprawia, że na progu XXI wieku jesteśmy tymi, kim jesteśmy.
Grzegorz Kapla