poniedziałek - piątek 8-16 sobota 10-14

Lesław Będkowski

1 stycznia 2011 r. zmarł w Warszawie prof. Lesław Będkowski, wielki Przyjaciel Złotowa, wydawca pamiętników Heleny Będkowskiej „Z pionierskich dni w Złotowie”. Miał 82 lata.

Lesław BędkowskiLesław Będkowski miał niespełna 17 lat, kiedy wraz z Rodzicami przybył do Złotowa w maju 1945r. Rodzina Będkowskich, ze względu na działalność w Armii Krajowej, uciekała z Borysławia (lwowskie) przed aresztowaniem NKWD i wywiezieniem do gułagu. Ojciec Leszka był profesorem literatury, absolwentem uniwersytetu lwowskiego, matka znakomitym pedagogiem, również nauczycielką. W Złotowie Helenie Będkowskiej powierzono misję utworzenia internatu dla młodzieży liceum pedagogicznego i gimnazjum, a mąż Adam uczył języka polskiego. To oni sprowadzili do Złotowa również Annę Borkową.

Lesław zdał maturę w Złotowie w 1948 r. (z jedenastu przedmiotów!). Odbywało się to w gmachu dzisiejszego ZSE (wtedy LO). Na studia wybrał się do Szczecina, potem w ramach służby wojskowej skierowany do Warszawy, do tworzącej się właśnie Wojskowej Akademii Technicznej. Związał się z tą uczelnią na stałe, uzyskując kolejno tytuły mgra inż., dra, dra hab., wreszcie z rąk Prezydenta RP otrzymał tytuł profesora. Jako wykładowca uczelni wojskowej, miał też stopień pułkownika lotnictwa. O bogatym dorobku naukowym, publikacjach i wynalazkach Profesora można przeczytać w Internecie, ale o Jego nadzwyczajnej sumienności, pracowitości, szlachetności i wielkim sercu wiedzą tylko ci, którzy mieli szczęście spotkać Go w swoim życiu. Paru złotowian do takich szczęściarzy należy. Przypominamy spotkanie w maju 2008 r., a także przedstawienie „Z pionierskich dni w Złotowie” przygotowane przez MZZ i Przyjaciół.

Prof. L. Będkowski to fenomen! Nie tylko dlatego, że na emeryturę przeszedł dopiero na 3 miesiące przed śmiercią złamany ciężką chorobą mając blisko 82 lata. Nie tylko dlatego, że miał genialny umysł i posługiwał się nim bezbłędnie do końca swoich dni. Nie tylko dlatego, że znał tysiące anegdot, które fantastycznie opowiadał. To fenomen niespotykanej dobroci i prostolinijności połączony z bezinteresowną służbą nauce i drugiemu człowiekowi. Jaka szkoda, że Jego lwowskie „całuję rączki” zawisło gdzieś w przestworzach między Warszawą a Złotowem, na zawsze…

Skip to content